Katastrofa w elektrowni atomowej w Czarnobylu, do której doszło 26 kwietnia 1986 r., była najgroźniejszym wypadkiem nuklearnym historii. Jak na ironię, zdarzyła się w trakcie testu, który miał służyć poprawie bezpieczeństwa. We wtorek mija 30 lat od tamtych wydarzeń.
Test, który zaowocował tragedią, miał na celu sprawdzenie pomysłu, który mógł zapewnić ciągłość funkcjonowania systemu kontrolnego i chłodzenia reaktora w sytuacji awaryjnej. Takie sytuacje to np. konieczność awaryjnego wyłączenia reaktora lub spowodowana jakąś usterką przerwa w zasilaniu pomp cyrkulacyjnych, zapewniających dopływ wody chłodzącej rdzeń. Normalnie w takiej sytuacji korzysta się z zewnętrznego zasilania, np. z prądu wytwarzanego przez inny blok energetyczny lub inną elektrownię. Niemniej nie zawsze jest to możliwe. Wobec tego każda elektrownia jądrowa jest wyposażona w silniki spalinowe, które w razie takiej awarii mogą posłużyć do napędzania pomp cyrkulacyjnych.
"Silniki spalinowe potrzebują ok. minuty na osiągnięcie wystarczającej mocy. Chodzi więc o to, aby na te 60 sekund znaleźć skądś energię potrzebną do zasilania pomp. Inżynierowie wpadli na prosty pomysł, żeby energię tę pozyskiwać z turbin, które nawet kiedy nie dochodzi do nich para wodna przez jakiś czas obracają się siłą rozpędu" - mówił dr hab. Ludwik Pieńkowski ze Środowiskowego Laboratorium Ciężkich Jonów Uniwersytetu Warszawskiego. Jego zdaniem, eksperyment był pożyteczny i potrzebny.