71 lat temu kat wykonał wyrok śmierci na Rudolfie Hoessie, założycielu i pierwszym komendancie niemieckiego obozu Auschwitz. Szubienica stanęła nieopodal budynku komendantury, z której w przeszłości rządził stworzoną przez siebie "fabryką śmierci".
Hoess został skazany na śmierć w procesie przed Najwyższym Trybunałem Narodowym w Warszawie, który rozpoczął się 11 marca 1947 r. i trwał do 29 marca. W tym czasie wysłuchano 85 świadków, byłych więźniów Auschwitz. Hoess był spokojny i opanowany. Potwierdzał wszystko, co ukazywało funkcjonowanie obozu. 2 kwietnia Trybunał ogłosił wyrok: śmierć przez powieszenie.
Założyciel Auschwitz czekał na egzekucję w więzieniu w Wadowicach. W archiwum tamtejszej parafii Ofiarowania NMP zachowały się dokumenty świadczące, że pod koniec życia zwrócił się ku Bogu. W celi wyspowiadał go jezuita ojciec Władysław Lohn. Kościelny Karol Leń wspominał później, że po komunii Hoess ukląkł na środku celi i płakał.
W więzieniu napisał wspomnienia, a także - na cztery dni przed śmiercią - oświadczenie, w którym przyznał, że jako komendant obozu urzeczywistniał "część straszliwych planów Trzeciej Rzeszy - ludobójstwa". "Szczególnie narodowi polskiemu zgotowałem niewysłowione cierpienia. Za odpowiedzialność moją płacę życiem. Oby mi Bóg wybaczył kiedyś moje czyny. Naród polski proszę o przebaczenie" - napisał.