Chwała Bogu za niedźwiedzia Wojtka, najjaśniejszą postać tego zawstydzającego obrazu. Zwierzak stara się, jak może, ale cóż on poradzi, jak scenariusz niewart funta jego kłaków? Oto film wojenny, gdzie debaty w sztabie przypominają spektakl amatorski w domu spokojnej starości, a sceny batalistyczne nie dość, że są żałośniejsze niż moje próby jazdy na łyżwach, to jeszcze jest ich strasznie mało.
"Monte Cassino" Melchiora Wańkowicza było jedną z książek mojej wczesnej młodości. Co oczywiście świadczy o mych ówczesnych emocjach bardziej niż o sprawności legendarnego reportera.
Mówi to jeszcze więcej o nastroju tamtych czasów konwulsyjnie podrygującej komuny, choć przecież czytałem wersję wykastrowaną przez cenzurę i pod skróconym tytułem. Cała trzytomowa "Bitwa o Monte Cassino" nie mogła się ukazać ze względu na wątki dziejące się w Sowietach, zanim armia Władysława Andersa stamtąd się wyrwała i przez Irak i Palestynę dotarła do Włoch.