– Odwiedziłem wasze nabrzeże. Zobaczyłem ten pomnik... Buty na brzegu Dunaju, przypominające o masowych mordach. Słuchaj, Viktor, czy ty wiesz, co dzieje się w Mariupolu? – tymi słowami zwrócił się dziś w nocy prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski do prezydenta Węgier, Victora Orbana. W ten sposób Zełenski nawiązał do jednego z dramatycznych, ale mało znanego u nas epizodu w historii Węgier.
Strzałokrzyżowcy, węgierscy faszyści
Węgrzy, z którymi wielokrotnie łączyła nas historia, mają swój mroczny epizod z okresu II wojny światowej. Tuż przed nią, w 1935 r. Ferenc Szálasi, węgierski wojskowy i polityk, założył stronnictwo strzałokrzyżowców. Nazwę wziął od używanego przez organizację emblematu: strzał ułożonych w formie krzyża. Strzałokrzyżowcy byli ruchem nacjonalistycznym i antykomunistycznym. Program stronnictwa był mocno demagogiczny – obiecywali powrót "wielkich Węgier", w których robotnicy i rolnicy będą mogli cieszyć się pełnią praw. Przede wszystkim jednak ruch Szálasiego był skrajnie antysemicki. Szybko pojawiły się hasła o usunięciu z Węgier "żydowskich kapitalistów i bankierów", którzy, według strzałokrzyżowców, skupiali w swoich rękach większość majątku i trzymali w uścisku masy ludu i robotników.