Rada miasta poprosiła wojewodę o cofnięcie decyzji o dekomunizacji ul. Jana Piechockiego. - Protest mieszkańców jest racjonalny - mówił radny PiS Paweł Bokiej. Część rajców była oburzona zachowaniem IPN-u.
Mieszkańcy niespełna stumetrowej uliczki Piechockiego w bydgoskim Fordonie nie potrafią zrozumieć, jak można było nazwać „komunistą” człowieka, w którego życiorysie Instytut Pamięci Narodowej dopatrzył się przynależności do władz Stronnictwa Demokratycznego. W obronie dobrego imienia swego ojca stanęły jego dzieci – córka i syn. – Mój ojciec nie był komunistą i nie ma żadnej podstawy, żeby go zdekomunizować. Zawsze mówił, że jest demokratą. To brzmi staroświecko, ale tak siebie traktował – opowiadała niedawno na spotkaniu z mieszkańcami ulicy Ewa Piechocka, córka Jana Piechockiego, emerytowana nauczycielka języka polskiego. Wcześniej list „W imię ojca” wysłał jego syn – prof. Andrzej Piechocki, emerytowany naukowiec Uniwersytetu Łódzkiego. List cytował na sesji rady miasta Janusz Czwojda (PO). – Wydawało mi się, że mój protest nic nie da. Ale potem dotarło do mnie, jak ten człowiek został skrzywdzony. Kiedy zmienia się nazwę Al. Planu 6-letniego, to nowy patron jest wyróżniony, ale samego Planu to nie dotyka. Ale gdy zdegraduje się człowieka, to pojawia się podejrzenie, że to był drań – tłumaczył „Wyborczej” prof. Piechocki