Po pięciu latach od uruchomienia planu modernizacji polskiej armii nie widać przełomu w technologiach ani sile ognia.
To nie oznacza, że modernizacji nie ma lub że nowoczesne wersje znanych od dekad systemów uzbrojenia nie są Polsce potrzebne. Wręcz przeciwnie, dostosowanie kalibrów artylerii do NATO-wskich (Krab), automatyzacja wozów wsparcia ogniowego piechoty (Rak), a nawet nowa broń osobista (MSBS Grot) – wszystko to stanowi postęp w swoim obszarze zdolności bojowych, przy okazji napędzając innowacje i modernizację w przemyśle zbrojeniowym. Ale systemowo – zamiast zapowiadanego i spodziewanego skoku w przyszłość – posuwamy się naprzód bardzo powoli.
Plan Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych RP pięć lat po starcie bez sukcesu
Ogłoszony jesienią 2012 roku i wprowadzony w życie niemal dokładnie pięć lat temu „Plan Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych RP na lata 2013–2022” właśnie taki skok zapowiadał. Nie twierdzę, że go w pełni umożliwiał, bo wszyscy już wiemy, że i wspierające go plany finansowe były prawdopodobnie przynajmniej o połowę za małe, i możliwości realizacji przyjętych wtedy zamierzeń, delikatnie mówiąc, przeceniono. Jednak w PMT 2013–2022 dostrzeżono potrzebę technologicznego skoku i przestawienia wojska ze stylu funkcjonowania właściwego dla wieku XX na wymogi stawiane przez pole walki wieku XXI. A było to zaledwie chwilę po pierwszej odsłonie nowej fali wojen – mówię rzecz jasna o konflikcie rosyjsko-gruzińskim – i zanim Rosja w pełni pokazała światu swoje odbudowane zdolności manewru, rozpoznania, rażenia, wzmacniania informacyjnego i maskowania rzeczywistych intencji. Rosyjskie inwestycje w systemy walki były jednak dobrze widoczne dla wojskowych analityków, stąd priorytety PMT podyktowane ochroną przed najgroźniejszą bronią potencjalnego przeciwnika, utrudniające mu wykorzystanie zaskoczenia, zwiększenie szybkości reakcji sił własnych oraz komunikacji między nimi – wreszcie dystansu oraz skuteczności odpowiedzi zbrojnej.