Skierowani do odległych, przygranicznych jednostek. Z zemsty za Smoleńsk. Tak było na początku roku 2016, gdy na czele resortu obrony stał Antoni Macierewicz. Oni zaś - jako prokuratorzy wojskowi - podlegali właśnie jemu, a nie ministrowi sprawiedliwości. To się jednak zmieniło, gdy zlikwidowana została prokuratura wojskowa. Gdzie dziś są ci, którzy przez lata badali okoliczności katastrofy smoleńskiej? Robią wiele, by było o nich cicho. Także ci, którzy nadal tę sprawę badają. W Prokuraturze Krajowej przez ponad dwa miesiące staraliśmy się o uzyskanie odpowiedzi, co dzieje się "prokuratorami smoleńskimi". W końcu otrzymaliśmy informację - zaledwie dwuzdaniową, ale pokazującą, że sytuacja wygląda inaczej, niż sądzi wiele osób.
Zapłata za Smoleńsk
Praca w smoleńskim zespole śledczym to całkiem intratna posada. Oczywiście wszystko owiane jest tajemnicą, ale wiadomo, że ci, którzy dążą do prawdy, muszą być sowicie wynagradzani – co miesiąc mają otrzymywać grubo ponad 20 tys. zł. O tych szacunkach parę miesięcy temu pisała "Gazeta Wyborcza". Same wynagrodzenia prokuratorów z zespołu to od 18 do 22 tys. zł (w zależności, czy są delegowani z prokuratury regionalnej czy okręgowej). Do tego dochodzą 3 tys. zł za pracę poza miejscem zamieszkania (większość śledczych do zespołu została przydzielona m.in. z Wrocławia, Łodzi czy Lublina) oraz różne dodatki.