- Czy burząc "Iwana", poradzimy sobie jako społeczeństwo z traumą masowych gwałtów i zapomnimy o zniszczeniach, które towarzyszyły wyzwalaniu przez siły sowieckie? - pyta rozmówczy
Joanna Wiśniowska: Burzyć czy nie burzyć?
Dr hab. Miłosława Borzyszkowska-Szewczyk, prof. UG*: Chodzi o ogólną zasadę czy konkretny przypadek?
Niech będzie zasada ogólna.
- W Ukrainie trwa wojna, a my rozmawiamy kilka dni po opublikowaniu zdjęć z Buczy i Irpienia, więc zgroza i przerażenie nas nie opuszcza. Trudno oderwać się od strumienia informacji odsłaniających fragment po fragmencie rozmiary tej tragedii. To moment dziejowy, w którym łatwiej podejmuje się tego typu decyzje. Ale powinny one leżeć w gestii samorządów, lokalnych społeczności i ich elit. Nie ma w tym przypadku czegoś takiego jak ogólna reguła, bo każdy przypadek jest inny, każdy trzeba rozpatrzyć w kontekście danego miejsca i momentu w historii. Pomniki "Iwanów" co innego oznaczają na Kaszubach, a co innego w centralnej Polsce, a jeszcze co innego na Pomorzu Zachodnim. Każdy z nich ma swoją historię, każdy w różny sposób jest związany ze społecznością, która zamieszkuje dany teren. Jestem więc daleka od generalizowania, jak to miało miejsce w Ustawie dekomunizacyjnej w 2016 roku. Nie jest to dokument, pod którym bym się podpisała.