Wicepremier Piotr Gliński, szef ministerstwa, które w swojej nazwie nosi dumne określenie "dziedzictwo narodowe", nawet w takiej sytuacji nie potrafił zachować się jak na urzędnika niepodległej Rzeczypospolitej Polskiej przystało.
Wczoraj w Warszawie odbyły się rozmowy na szczeblu rządowym pomiędzy Ukrainą a Polską. Delegacji gości przewodniczył wicepremier Pawło Rozenko, a gospodarzy wicepremier i minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński. Z lakonicznego komunikatu końcowego, ubranego w poprawne politycznie sformułowania, praktycznie nic nie wynika. Jedynie tyle, że zakaz ekshumacji ofiar ludobójstwa na Wołyniu i dawnej Małopolsce Wschodniej, wydany przez stronę ukraińską, nadal obowiązuje. Zakaz ten dotyczy także innych polskich ofiar, w tym też żołnierzy Wojska Polskiego, którzy zginęli w walce z Niemcami lub Rosjanami. Obie strony mają na ten temat rozmawiać w czasie kolejnych spotkań, ale biorąc pod uwagę ich ślimacze tempo, to sprawa została po raz kolejny przesunięta w "ruski kalendarz", w pełnym tego słowa znaczeniu. Widocznie strona ukraińska czeka, aż wszyscy świadkowie zbrodni wymrą i wówczas będzie "święty spokój".