Oczekiwałem, że premier wyrazi współczucie, solidarność. Kiedy usłyszałem jego odpowiedź, byłem wściekły – mówi w wywiadzie dla Deutsche Welle izraelski dziennikarz Ronen Bergman.
Ronen Bergman – izraelski dziennikarz, którego pytanie zadane premierowi Morawieckiemu na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium wywołało polsko-izraelski kryzys dyplomatyczny, jest bardzo zajętym człowiekiem. Zaczepiam go na korytarzu monachijskiego hotelu Bayerischer Hof krótko po przemówieniu Benjamina Netanjahu. - Bardzo się spieszę na wykład, ale proszę napisać – rzuca w biegu wręczając mi wizytówkę. W Monachium nie udało się nam spotkać na wywiad. Wczoraj odezwała się jednak jego asystentka. - Nadal chce Pan porozmawiać z Ronenem? - napisała, podając mi numer telefonu.
DW: Spodziewał się Pan, że pańskie pytanie zadanie polskiemu premierowi w Monachium wywoła taką dyplomatyczną burzę?
Nie, w ogóle nie. Tak naprawdę, to w ogóle nie zamierzałem zadawać tego pytania, nie byłem do tego przygotowany. Jedynym powodem, dla którego zabrałem głos było to, że w swoim wystąpieniu, którego uważnie słuchałem, polski premier w ogóle nie odniósł się do tego bardzo ważnego tematu (nowelizacji ustawy o IPN - DW). A jestem przekonany, że wie, jak ważna to sprawa i byłem pewny, że się do tego odniesie. Kiedy tego nie zrobił, pomyślałem, że trzeba zapytać. Chciałem zadać bardzo ogólne pytanie, ale kiedy miałem już mikrofon w ręce, zostałem przygnieciony wszystkimi wspomnieniami mojej matki i rodziny. Pytanie zrobiło się osobiste, za co zresztą przeprosiłem.