Zbrodnia ludobójstwa to nie tylko bezpośrednie zabójstwa. Ludobójstwem mogą być także np. działania propagandystów. Nie tylko ten, kto pociąga za cyngiel, jest winny ludobójstwa, ale również ci, którzy biorą w tym świadomy udział – mówi PAP Eryk Habowski, prawnik z Centrum Dokumentowania Zbrodni Rosyjskich w Ukrainie im. Rafała Lemkina, powołanego w Instytucie Pileckiego.
Polska Agencja Prasowa: Gdy czytamy o historii starożytnej, naszą uwagę zwracają masowe mordy i deportacje całych plemion. Mimo to przez całe tysiąclecia nie pojawiało się przekonanie o konieczności wyjątkowego traktowania tych zbrodni i ustanowienia norm, które mogłyby skutkować odpowiedzialnością za ich popełnianie. Kiedy po raz pierwszy pojawiła się idea chronienia narodów przed tak strasznymi wydarzeniami?
Eryk Habowski: Zjawisko ludobójczych eksterminacji jest niestety stare jak świat, nie bez powodu określa się je jako „ohydną klęskę” ludzkości. Pierwsze próby „cywilizowania” wojny pojawiały się już w średniowieczu. Można tu wspomnieć o zwyczajach, kodeksach rycerskich, regułach dotyczących przemarszów wojsk. Osobnym aspektem jest ochrona różnego rodzaju grup, zwłaszcza na tle narodowym czy religijnym. Dobrym polskim przykładem jest tu status kaliski czy konfederacja warszawska, które chroniły Rzeczpospolitą przed tragediami takimi jak rzeź hugenotów w noc świętego Bartłomieja. Sięgać można po rozmaite przykłady, ale pierwsze próby ochrony ofiar pojawiły się dopiero w XIX wieku, po bitwie pod Solferino, wiązanej z początkami Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Przełom wieków przyniósł rozwój prawa haskiego i genewskiego. Ale dopiero po II wojnie światowej możemy mówić o narodzinach międzynarodowego prawa humanitarnego czy praw człowieka we współczesnej formie.