Kiedy w Polsce ludzie dochodzili do przekonania, że z socjalizmem jest coś nie tak, studenci w Paryżu dokładnie to samo myśleli o kapitalizmie. Warszawscy studenci z 1968 roku słysząc, o co i przeciw czemu walczą ich koledzy z Francji, mogliby pomyśleć, że tamci powariowali – mówi Ewa Winnicka w rozmowie z Onetem.
Ewa Winnicka*: Zaryzykowaliśmy stwierdzenie, że wraz z pojawieniem się Beatlesów parę lat wcześniej zaczęło się młodzieżowe poruszenie, którego kulminacja przypadła właśnie na 1968 rok – to pierwszy powód.
Drugi jest taki, że ta eklektyczna płyta pomogła nam objąć rok 1968 jako zjawisko. W każdym kraju ono znaczyło trochę coś innego, nawet w Polsce tamten czas miał kilka odsłon czy warstw. Byliśmy w pewnym momencie przerażeni tą niespójnością, obawialiśmy się, że książka będzie się nam rozłazić. Rozmawiałam wtedy akurat z prof. Jerzym Jarniewiczem, literaturoznawcą – i to mnie oświeciło.
W jaki sposób?
Wśród słuchaczy Beatlesów toczy się spór, czy najlepszą płytą zespołu jest "Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band", czy właśnie "Biały album". Jarniewicz należy do tej drugiej grupy. To on podsunął mi myśl, że stylistyczna niespójność tej płyty znakomicie ilustruje rok 1968 – i tego credo chwyciliśmy się pazurami. Są przecież na "Białym albumie" piosenki typu "Helter Skelter", prototypowe dla hard rocka, ale są też m.in. utwory wodewilowe czy muzyczne pastisze.