O „rosyjskim łączniku Macierewicza”, mafii ze Wschodu i zagadkowych interesach deweloperskiej Grupy Radius mówi Ewa Domżała, współwłaścicielka firmy.
Tomasz Piątek, Grzegorz Rzeczkowski: Według Jacka Żakowskiego Grupa Radius i jej otoczenie to „ruski cień w jądrze polskiej obronności”. Jej były prezes i wiceszef MON Jacek Kotas został nazwany przez Jana Śpiewaka „rosyjskim łącznikiem”.
Ewa Domżała: Firma jest polska – należy do czterech osób. Do mnie, mojego męża Macieja, Roberta Szustkowskiego i Jerzego K. Każdy ma po 25 proc. udziałów. Zakładałam tę firmę i byłam jej współwłaścicielem od samego początku, czyli od 1995 roku, gdy Radius nazywał się jeszcze Utrata – od nazwy ulicy na warszawskim Targówku, przy której mieliśmy nieruchomości. Duże magazyny, w których wcześniej trzymano cytrusy i importowane owoce. Piętnaście tysięcy metrów kwadratowych pod dachem, rampy, czteropiętrowy budynek biurowy. Zadłużyliśmy się w banku, potem to spłaciliśmy, wyremontowaliśmy i zaczęliśmy wynajmować. Dobry interes. Dzięki temu, że obok jest urząd celny, każdy chce mieć tam magazyny czy agencję. Dziś metr kwadratowy kosztuje tam tyle, co w Marriotcie.
Radius od zawsze zajmował się nieruchomościami i robi to do dzisiaj. Prywatyzowaliśmy przedsiębiorstwa, które posiadały nieruchomości, kupowaliśmy je w całej Warszawie. To nie było to, co dzisiaj nazywa się reprywatyzacją: wywalanie ludzi z domów, nękanie ich, zalewanie im mieszkań. Braliśmy budynki, które należały do spółek. Zazwyczaj biurowce.