– To jest polityk, który swoje dokonania, jeśli mówić o niwie politycznej, ma większe od Józefa Piłsudskiego – komplementował prezesa Kaczyńskiego szef gabinetu politycznego premiera Marek Suski. Podkreślił przy tym, że nie chodzi o dokonania wojskowe, bo tu palma pierwszeństwa należy się Marszałkowi. Choć porównywanie Piłsudskiego i Kaczyńskiego może wydać się absurdalne, to tych polityków łączy jedno – podejście do przeszłości. A właściwie zastępowanie jej nieprawdziwymi mitami.
Odzyskanie niepodległości w 1918 roku i odbudowa demokratycznego państwa w roku 1989 to dwa największe polityczne sukcesy Polaków w ciągu ostatnich 300 lat. Wbrew całej insurekcyjnej tradycji, każącej kolejnym pokoleniom młodych Polaków podziwiać nasze krwawe powstania, zwykle przegrane, oba te polskie tryumfy to – jak je nazwał prof. Andrzej Paczkowski – zwycięstwa wynegocjowane. Polegały na umiejętnym wykorzystaniu geopolitycznej koniunktury przez polskie elity polityczne.
Za każdym razem były to koalicje polityków spod bardzo różnych znaków. W 1918 roku słabość zaborców po klęskach I wojny światowej wykorzystali Piłsudski, Dmowski i Paderewski, socjaliści, endecy, ludowcy. A w 1989 r. szeroka polityczna reprezentacja solidarnościowego społeczeństwa negocjująca z częścią PRL-owskiej elity władzy wykorzystała przegraną ZSRR w konfrontacji z Zachodem.
Wykorzystanie geopolitycznej koniunktury przez naród, który nie ma militarnego potencjału, by samodzielnie „wybić się na niepodległość” (co przetestowaliśmy w latach 1830, 1863 i najbardziej tragicznie w 1944 roku), to nie żaden wstyd. Jednak w dzisiejszej Polsce wynegocjowane zwycięstwo staje się okolicznością wstydliwą, którą trzeba wypierać, zakłamywać, ubierać w halloweenowy kostium insurekcji i martyrologii.