Kiedy strażacy z OSP Kaczorów chcieli z honorami pożegnać swojego zmarłego kolegę, usłyszeli od miejscowego proboszcza, że msza pogrzebowa się nie rozpocznie, dopóki ubrani na galowo druhowie nie opuszczą kościoła. Spór eskalował do tego stopnia, że po raz pierwszy od czasu powstania OSP, strażacy nie będą w Wielki Piątek pełnić warty przy grobie Pańskim. Sprawa dotarła nawet do biskupa, który namawia do ugody. Wygląda jednak na to, że czara goryczy się przelała i o zgodę będzie trudno.
Na imię miał Bonifacy, ale wszyscy wołali na niego Boniek. Lubili go we wsi. Pamiętali jak przez lata gasił pożary. Był dobrym strażakiem - mówili. Ostatnie lata w życiu Bońka to jednak zmaganie się nie z ogniem, a z własnymi słabościami. Popadł w nałóg alkoholowy. Mieszkał u gospodarza, który go przygarnął, kiedy został na lodzie. W zamian pomagał mu w drobnych pracach. Zmarł w połowie marca. Nagle. Miał 62 lata.
Strażackim obyczajem, druhowie z OSP chcieli oddać honory swojemu koledze. Planowali ubrać się w mundury, na galowo, złożyć wieniec na grobie, odpalić syreny na ostatnie pożegnanie. Inne plany na ten pogrzeb miał jednak miejscowy proboszcz.