10 kwietnia 2010 roku cały kraj ogarnął mrok, niedowierzanie, chwilowa nadzieja, a później już tylko pustka i rozpacz – pisze gen. Wiesław Grudziński, przyjaciel i następca na stanowisku dowódcy Garnizonu Warszawa gen. Kazimierza Gilarskiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej.
Wspomnienie o gen. Kazimierzu Gilarskim, dowódcy Garnizonu Warszawa
Dla mnie i wielu przyjaciół Kazik był szczególną postacią. Dziś, po ośmiu latach od tragicznej katastrofy w Smoleńsku, w której zginął gen. dyw. Kazimierz Gilarski, uświadomiłem sobie, że nie sposób zapomnieć tego niezwykłego człowieka. Był prawdziwy we wszystkim, co robił jako żołnierz, mąż, ojciec i przyjaciel.
Urodził się i wychował na wsi Rudołowice w województwie podkarpackim. Był najmłodszym synem Stefanii i Eugeniusza Gilarskich. Kazik łączył w sobie sprzeczne cechy charakteru obojga rodziców. Po ojcu odziedziczył bezkompromisowość, prostolinijność i pewną surowość. Jednocześnie ci, którzy go znali wiedzą, że był też bardzo wrażliwym, pełnym ciepła człowiekiem. A te cechy z kolei zawdzięczał swojej wspaniałej mamie.
Wybrał wojsko jako drogę życiową. Uznał, że z mundurem żołnierza zwiąże swoją przyszłość. Szedł jednak już trochę utartą rodzinną ścieżką, ponieważ jego starszy brat również był oficerem Wojska Polskiego. Los chciał, że Kazik trafił do Warszawy, do Kompanii Reprezentacyjnej WP, a później do pionu reprezentacyjnego Komendy Garnizonu Miasta Stołecznego Warszawy.