Problem rdzewiejących hełmów i podrobionych noży dla komandosów rośnie w siłę i ma się dostatnio. Czasami jednak jeżeli popatrzymy na perspektywę publiczną przez pryzmat tego, co podają nam media – można nie tylko otworzyć ze zdziwienia oczy, ale przede wszystkim zastygnąć w zadumie.
Sprawy obronności w naszym kraju nigdy nie miały łatwo. Wojsko przez lata było traktowane jako dostarczyciel terenów dla deweloperów, ewentualnie jako specjaliści od stukania obcasami na oficjalnych uroczystościach.
Nieco zmieniło się jak zaczęliśmy świadczyć pomoc militarną dla naszego wielkiego sojusznika najpierw na irackich pustyniach, potem w górach Afganistanu. Kupiono trochę sprzętu, ściągano ludzi z różnych jednostek, budowano improwizowane grupy bojowe, jakoś tam było. Żołnierze dali radę i poza jednym przypadkiem skandalu, gdzie nasi właśni politycy oskarżyli Żołnierzy o zbrodnie wojenne, udało się przetrwać bez większych tragedii. Żołnierzom, a zwłaszcza Weteranom należy się wielki szacunek i wszelka pomoc za to, czego dokonali. Było wiele smaczków. Być może tego cywilni czytelnicy nie pamiętają, ale pierwsze lata w Iraku, nasi Żołnierze patrolowali Karbalę w polskich samochodach rolniczych, przerobionych na wersję wojskową. Osłaniając się wzajemnie plecami. ławki w tych pojazdach były na burtach. To znaczy, że Żołnierze jadąc w przedziale załogowym (nazwa na wyrost), byli zwróceni do siebie twarzami, zamiast plecami i wypatrywać zagrożeń – tylko wówczas takie pojazdy lekkie mają jakikolwiek sens. Jak to wyglądało, można zobaczyć na nielicznych filmach – morze ludzi, często z Kałasznikowami i dwa lub trzy polskie Honkery. TAK TO MUSIAŁO WYMAGAĆ ODWAGI. WIELKIEJ ODWAGI. Zwłaszcza, że mężczyźni z drugiej strony to doborowe jednostki irackie w cywilnych mundurach…
Jednak to wszystko nie wpływało na ogólny stan spraw wojskowych. Zgodnie z oficjalną doktryną wojny miało nie być, a wszystko co mieliśmy móc, to utrzymywać zdolność do działalności ekspedycyjnej. Kupiono trochę samolotów, pozyskano stare niemieckie czołgi, zabytkowe okręty podwodne i generalnie tyle.
Natomiast lista zaniedbań jest tak szokująca, że nie ma co jej wymieniać. Najbardziej szokuje to, jak zdewastowano zdolności wytwórcze przemysłu zbrojeniowego. Zakłady lotnicze sprzedano, mechanika nie miała już tyle szczęścia. Los „PZL Wola” w Warszawie jest przykładem, że w naszym kraju możliwe jest doprowadzenie do upadku i zaprzepaszczenia kwestii strategicznych, a o tym nawet nie napiszą media. Jakby ktoś nie wiedział, to był zakład wyspecjalizowany w poważnej mechanice, produkował m.in. silniki czołgowe. Ta produkcja pozwalała nam na samodzielną produkcję czołgów.