Komisji Europejskiej wciąż nie przekonują tłumaczenia Mateusza Morawieckiego i jego ministrów na temat zmian w sądownictwie, jakie przeforsował PiS. Najważniejsze państwa UE stoją murem za Komisją. A Macron i Merkel przedstawili wspólne propozycje dotyczące przyszłości Europy na szczycie strefy euro, na który Polska nie została zaproszona. Pierwszy raz od dawna
W piątek w południe, kiedy premier Morawiecki zmierzał na lotnisko Zaventem, w sercu Brukseli przy Rondzie Schumana w gmachu Rady Europejskiej przywódcy strefy euro słuchali niemieckiej kanclerz i francuskiego prezydenta, którzy przedstawiali propozycje dotyczące reformy Unii Europejskiej, bazującej w przyszłości przede wszystkim na strefie euro. Polski przy stole rozmów nie było, i wcale nie dlatego, że nie zamieniliśmy jeszcze złotego na euro. Z poprzedniego szczytu Mateusz Morawiecki wyjechał przed jego zakończeniem, bo śpieszył się na opłatek PiS w Sejmie, więc tym razem w ogóle nie dostał zaproszenia. Gdy Merkel i Macron zaczynali szczyt strefy euro, Morawiecki na konferencji prasowej mówił krajowej prasie, że ma za sobą „niezwykle udany szczyt”. W ten sposób starał się odwrócić uwagę od swojej nieobecności na sali obrad.
Nici z lepszej Szydło
Mateusz Morawiecki miał być lepszą Beatą Szydło, którą niektórzy politycy PiS w kuluarowych rozmowach nazywają „powiatową”. Światowy bankowiec miał wytłumaczyć Brukseli sens reform „dobrej zmiany”. Nie udało się. Biała Księga, którą przygotował rząd Morawieckiego dla europejskich partnerów, zamiast załagodzić konflikt, tylko go eskalowała. W europejskich stolicach dostrzegli, że Warszawa traktuje ich niepoważnie, jak widzów TVP, którzy mają kupić każdą partyjną propagandę.