21-letnią Zofię Rojuk żołnierzom Armii Czerwonej sprzedał jej własny mąż. Kiedy wieźli pociągiem kobietę do swojej bazy w Legnicy, najpierw postanowił jej pomóc pasażer, później w obronie Zofii Rojuk stanęli kolejarze oraz żołnierze Wojska Polskiego na czele z ppor. Jerzym Przerwą. Za swój bohaterski czyn zapłacił najwyższą ceną - swoim życiem. Dziennikarz, który zajął się tą niezwykłą historią, po latach dotarł do siostrzeńca ppor. Przerwy. - Na drugie imię ma Jerzy, dla upamiętnienia zabitego wujka - mówi Krzysztof M. Kaźmierczak.
O historii Zofii Rojuk czytelnicy Onetu mogli dowiedzieć się z rozmowy z dziennikarzem Krzysztofem M. Kaźmierczakiem, który poświęcił kilkanaście lat na ustalenie wszystkich faktów dotyczących potyczki między Sowietami a żołnierzami Wojska Polskiego, do której doszło w nocy z 27 na 28 maja 1947 r. na dworcu w Lesznie. To właśnie tam dłuższy postój miał pociąg, którym pijani żołnierze Armii Czerwonej wieźli Zofię Rojuk. Losem kobiety przejął się jeden z pasażerów - Feliks Lis - i powiadomił o całej sytuacji kolejarzy.
Sowieci nie chcieli wypuścić kobiety - wiadomość o jej uprowadzeniu doszła do żołnierzy Wojska Polskiego. Podporucznik Jerzy Przerwa, zaledwie 22-letni mężczyzna, ogłosił alarm w leszczyńskim garnizonie i zarządził wymarsz całego, szesnastoosobowego plutonu na dworzec w Lesznie. Tam ppor. Przerwa próbował dogadać się z żołnierzami Armii Czerwonej, ci jednak nadal odmawiali uwolnienia Zofii Rojek. W pewnym momencie jeden z nich próbował opuścić dworzec, mimo wyraźnego zakazu Przerwy. Doszło do strzelaniny, w której zginęło kilku żołnierzy Armii Czerwonej.