W początkach XI stulecia Imperium Bizantyńskie było najpotężniejszym państwem w zwanym świecie. W drugiej połowie tego samego wieku ugięło się pod naporem wroga, którego nikt się nie spodziewał. Piorunująca ekspansja koczowniczego ludu i upadek Azji Mniejszej były w dużym stopniu zasługą jednego genialnego wodza.
Koczownicze plemiona tureckie, nazywane Oguzami, a dzisiaj w pewnym uproszczeniu Seldżukami, zamieszkiwały pierwotnie stepy w głębi Azji Środkowej. Ich konwersja na islam u schyłku X wieku i stopniowa ekspansja, początkowo w kierunku południowym, zachwiała stabilnością regionu.
Członkowie migrującej ordy łatwo znajdywali zajęcie w armiach imperium Ghaznawidów, które w XI wieku kontrolowało obszary od północnych Indii i obecnego Afganistanu, po Iran. Turcy rośli w sile, dokonywali podbojów, ścierali się z regularnymi wojskami i żądali dla siebie coraz większych terytoriów.
Byli groźni. Ale śmiertelnie niebezpieczni stali się, gdy zjednoczył ich genialny, a dzisiaj – przynajmniej w świecie zachodnim – niemal zupełnie zapomniany wódz.