W Warszawie w powstaniu kobiety rodziły w piwnicach, w Ukrainie rodzą w metrze - mówi Agnieszka Cubała, autorka książek o warszawskim zrywie 1944 r.
Tomasz Urzykowski: Codziennie oglądamy dramatyczne zdjęcia z ostrzeliwanych i bombardowanych przez Rosjan ukraińskich miast. Czytamy wstrząsające relacje o bestialstwie agresorów mordujących ludność cywilną. Do Polski dociera coraz większa fala uchodźców uciekających przed tym koszmarem. Te obrazy budzą skojarzenia z II wojną światową, a zwłaszcza z powstaniem warszawskim. Czy takie porównanie jest uprawnione?
Agnieszka Cubała*: Zdecydowanie tak. Podobieństw jest bardzo dużo. To co dzieje się teraz w Ukrainie, jeśli chodzi o sytuację cywilów, niesamowicie przypomina to, co znamy z Warszawy z 1944 r. Miasta są okrążone, bombardowane i ostrzeliwane, odcięte od wody, prądu i gazu. Dokładnie to samo mieliśmy w powstańczej Warszawie. Ludzie nagle pozbawiani są wszystkiego. W jednej sekundzie tracą dom, dorobek całego życia, czasem nawet kilku pokoleń. Giną ich najbliżsi. To jest ten sam strach, to samo przerażenie, te same doświadczenia i emocje. W Warszawie kobiety rodziły w piwnicach, w Ukrainie rodzą w metrze, albo uciekają do Polski, żeby zapewnić przetrwanie sobie i dziecku. W ludziach, którzy z tego wyjdą, zwłaszcza w dzieciach, zostaje trauma na całe życie.