Historia nie potraktowała ich równo: Krzysztof Kamil Baczyński i Tadeusz Gajcy są zakorzenieni w zbiorowej pamięci Polaków. Ich starszego kolegę Tadeusza Wiwatowskiego zna tylko garstka.
Polska Deklaracja o Podziwie i Przyjaźni dla Stanów Zjednoczonych, przekazana przez Polaków w 1926 r. 30. prezydentowi USA Calvinowi Coolidge’owi na 150. rocznicę Deklaracji Niepodległości to prawdopodobnie największa kartka urodzinowa świata. W 111 tomach na ponad 30 tys. stron umieszczono ok. 5,5 mln podpisów. Od najważniejszych – Ignacego Mościckiego, Józefa Piłsudskiego, posłów, senatorów i wojskowych, po kilkunastoletnich uczniów szkół każdego szczebla.
W tomie jedenastym na 375. stronie znajdują się podpisy nauczycieli i uczniów I Męskiego Gimnazjum Miejskiego m.st. Warszawy – za dwa lata szkoła otrzyma imię gen. Józefa Sowińskiego. Wśród nich w pierwszym pisanym ukosem rzędzie jest podpis 11-letniego Tadeusza Wiwatowskiego. Kilkadziesiąt lat później Edmund Jankowski, historyk literatury, pisząc o wdeptanych w ziemię Kolumbach, niespełnionych nadziejach literatury polskiej, postawi go w jednym rzędzie z Gajcym i Baczyńskim.
Przymusowa samodzielność
Urodził się w środę 9 grudnia 1914 r. w Mińsku Litewskim jako syn Józefa i Adeli Kirchner. Miał dwóch braci, starszego Kazimierza i młodszego Leszka. Rodzina kilka miesięcy wcześniej opuściła Warszawę. Wróciła do niej dopiero po rewolucji październikowej.
Pierwsze ślady ich ponownej obecności w mieście to 1925 r., kiedy Tadeusz idzie do gimnazjum. Tutaj spotyka się ze Stefanem Kilanowiczem i Franciszkiem Zubrzyckim. Kilanowicz nie skończy szkoły. Jako Grzegorz Korczyński będzie dowodził oddziałem partyzanckim Armii Ludowej, a po wojnie dorobi się stopnia generalskiego. W 1970 r. pokieruje pacyfikacją strajków na Wybrzeżu. Zubrzycki, bardziej znany jako „Mały Franek”, dowódca pierwszego oddziału partyzanckiego GL, zginie w 1942 r.