Na Wyspę Węży gen. Władysław Sikorski zesłał sanacyjną elitę za to, że nie przygotowała Polski na wojnę z Hitlerem. Ale niektórzy przedwojenni dygnitarze znaleźli się na niej wyłącznie dlatego, że ich nie lubił.
Jeszcze niedawno wszechwładni we wrześniu 1939 r. przez Zaleszczyki czmychnęli na Zachód. A tam Sikorski wysłał ich do Cerizay, dziury na francuskiej prowincji. Wśród nich gen. Stefana Dąb-Biernackiego, dowódcę rozbitej we wrześniu Armii „Prusy”. Brutalny, bezwzględny, zarozumiały, ograniczony i niedokształcony – mówili o nim oficerowie. Ale dodawali: waleczny, odważny i niestrudzony. Dla Sikorskiego nie miało to znaczenia, liczyło się, że ponoć spiskował przeciw niemu, jeszcze zanim przedostał się do Francji.