Nie wszyscy mundurowi są zadowoleni z porozumienia z rządem, ale milczą. Takich oporów nie mają ich małżonki. - Nadal będziemy niewolnikami płynnego grafiku, a nasi mężowie braków kadrowych i kolesiostwa - mówią.
Są trzy. Dwie żony policjantów, jedna małżonka funkcjonariusza Straży Granicznej. Wszystkie działają w grupie facebook’owej Żony mundurowych. "Szukamy kogoś, kto zawalczy z nami o prawdę o tym, jak wygląda praca w policji i z jakich powodów nie jesteśmy zadowolone z podpisanego porozumienia" – napisały do mnie. Chodzi o porozumienie zawarte między rządzącymi a mundurowymi tuż przed Świętem Niepodległości, które przede wszystkim dotyczy podwyżek.
"Nasi mężowie nie mogą demonstrować. Ale my - tak. Czara goryczy się zbiera". Żona policjanta szczerze o swojej sytuacji
Porozumienie zakończyło kilkumiesięczny protest mundurowych. Przez ten czas policjanci np. nie wystawiali mandatów, tylko dawali pouczenia. Pod koniec protestu, kilka dni przed 11 listopada, policjanci zaczęli zapadać na tzw. psią grypę (sami mundurowi ukuli ten termin), czyli masowo brać zwolnienia lekarskie. Poskutkowało.