- Kiedy politycy zaczynają zajmować się historią, to ich pierwszą ofiarą zawsze jest prawda. Niestety, to właśnie przydarzyło się żołnierzom wyklętym - mówi w wywiadzie dla DGP Piotr Zychowicz publicysta historyczny i redaktor naczelny miesięcznika „Historia Do Rzeczy”.
Skąd się wzięła moda na żołnierzy wyklętych?
Zaczęła się oddolnie. Młodzi ludzie znaleźli w ich historii posmak przygody i nieugiętości: sami przeciw wszystkim, walczyli jak lwy o szczytne ideały – Polskę, wolność i niepodległość. Na dodatek ich historia ma dramatyczny koniec. Ale potem politycy stwierdzili, że trzeba z tej mody skorzystać. I to był początek wielkiego nieszczęścia.
Dlaczego?
Kiedy politycy zaczynają zajmować się historią, to ich pierwszą ofiarą zawsze jest prawda. Oni potrzebują historii upudrowanej, w której są dobrzy nasi i źli obcy. A w historii fascynujący jest człowiek i jego wybory – a te często są skomplikowane. I widać to na przykładzie żołnierzy wyklętych. Nikt nie neguje tego, że oni walczyli o słuszną sprawę i że olbrzymia większość z nich była patriotami. Ale nie ma co ukrywać, że niektórzy dokonywali czynów, które trudno jest usprawiedliwić walką o wolność.
Jak więc powinniśmy ocenić „Ognia”, „Burego” czy „Łupaszkę”?
Pisać o nich prawdę. To jedyna rzecz, którą możemy zrobić, by przyszłe pokolenia nie uznały czasów, w których żyjemy, za epokę kłamstwa. By nie oskarżały nas o to, że uprawialiśmy historię zgodnie z nacjonalistyczną zasadą każącą zamiatać pod dywan niechlubne epizody z historii własnego narodu. Jeżeli chodzi o wyklętych, to celem mojej książki jest pokazanie tego, że w Polsce bardzo często spory historyczne zamieniają się w plemienne walki.