Andrzej Duda jest dzisiaj jedynie cieniem głowy państwa, który w najtrudniejszych momentach pandemii zwyczajnie skapitulował. Stał się politykiem bez najmniejszego wpływu na rzeczywistość, z którego głosem nie liczy się ani obóz rządzący, ani opozycja. Za to za sprawą spektakularnych wpadek w sieci staje się coraz częściej obiektem drwin i żartów, które tylko potęgują wrażenie, że w Pałacu Prezydenckim nikt poważny nie urzęduje.
Tak jałowej i miałkiej prezydentury nawet najbardziej zagorzali przeciwnicy Andrzeja Dudy się nie spodziewali. To, co dzieje się z głową państwa od wygranych w lipcu ub.r. wyborów prezydenckich, które dały Dudzie kolejne pięć lat w Pałacu Prezydenckim, trudno zrozumieć już nawet jego do niedawna bliskim współpracownikom, a co ważniejsze — także i jego wyborcom.
Zawód i rozczarowanie to najłagodniejsze określenia, jakie obrazują ten fatalny początek drugiej kadencji, w której Andrzej Duda z niewiadomego powodu postanowił częściej milczeć niż zabierać publicznie głos, a gdy atmosfera w kraju była szczególnie napięta, zamiast wychodzić z inicjatywą wolał jechać na narty w trakcie lockdownu, zaliczając kolejne spektakularne medialne wpadki. A tych jest naprawdę bez liku.
Wystarczy prześledzić aktywność na Twitterze głowy państwa tylko z ostatniego miesiąca, by stwierdzić, że nikt w Pałacu Prezydenckim nie panuje nad wizerunkiem prezydenta Dudy. Liczba prześmiewczych komentarzy i memów związanych czy to z pomyleniem przez Dudę "rezurekcji" z "insurekcją" we wpisie dotyczącym 100. rocznicy wybuchu Powstania Śląskiego, czy z błędami w życzeniach dla tegorocznych maturzystów tylko potęgują wrażenie, jakoby w Pałacu Prezydenckim nikt poważny nie urzędował.