- Uważam, że państwo polskie popełniło błąd, zwłaszcza służby. To, że Wołodymyr Ż. jest podejrzewany przez niemiecką prokuraturę, było znanym faktem politycznym. Trzeba było pod jakimś pretekstem wysłać tego pana do Ukrainy - ocenia w rozmowie z Gazeta.pl prof. Piotr Mickiewicz z Uniwersytetu Gdańskiego. Ekspert wskazuje, czego polski sąd powinien wyraźnie zażądać od strony niemieckiej. To jednak nie wszystko.
Pod koniec września Wołodymyr Ż., podejrzany przez niemieckie służby o udział w wysadzeniu gazociągu Nord Stream, został zatrzymany na terenie Polski. Niemcy wystawiły za nim Europejski Nakaz Aresztowania. W poniedziałek Sąd Okręgowy w Warszawie przedłużył areszt dla obywatela Ukrainy na czterdzieści dni - prokuratura wnioskowała o sto. Obrońca mężczyzny zapowiedział złożenie zażalenia - chce, by jego klient odpowiadał z wolnej stopy. Wcześniej przekazał, że "prokuratura złożyła wniosek, w którym przyjęła stanowisko, iż istnieje prawna dopuszczalność wydania Wołodymyra Ż. stronie niemieckiej". Niemieckie służby podejrzewają Wołodymyra Ż. o sabotaż konstytucyjny, zniszczenie mienia oraz wysadzenie Nord Stream. Zgodnie z niemieckim prawem czyny te mogą skutkować karą do 15 lat więzienia. Ukrainiec zaprzecza, jakoby miał jakikolwiek związek z atakiem na gazociąg.