Pokonali zamarzniętą rzekę i strome zbocza wąwozu. Weszli do strzeżonej fabryki, nie oddając nawet strzału. Choć na dobrą sprawę nie byli nawet wojskowymi, zrealizowali jedną z najbardziej brawurowych misji całej wojny.
Joachim Rønneberg i Kasper Idland ledwie przecisnęli się przez wąski kanał z kablami elektrycznymi. Teraz byli już w fabrycznej sali. Nagle zobaczyli technika, który siedział przy biurku.
Nie miał okularów, więc przez chwilę nawet nie dostrzegł, że wyrastają przed nim intruzi i mierzą doń z pistoletu. Pracownik na szczęście okazał się Norwegiem – w zakładach Norsk Hydro, pomimo okupacji, nadal większość personelu stanowili miejscowi.