Co mają wspólnego ze sobą kontrofensywa ukraińskich wojsk, atak Azerbejdżanu na Armenię, dyscyplinujące uwagi premiera Indii do Putina, niezależne ruchy Kazachstanu oraz seria wpadek wizerunkowych prezydenta Rosji podczas szczytu SCO w Uzbekistanie? Słabość Moskwy. „Sztama” z Putinem może się okazać dla wielu stolic za kilka lat zbyt kosztowna. Dostrzega to coraz więcej państw, które nie chcą dać się sprowadzić do roli lojalnego sojusznika w żadnym z bloków i coraz śmielej kontestują niedawnego gwaranta stabilności, Rosję, nie zgłaszając jednocześnie wyraźnie akcesu do zachodniego sojuszu. Na naszych oczach wykuwa się multipolarny porządek świata.
Niemoc Rosji nabiera coraz wyraźniejszych konturów. Kontrofensywa ukraińskich sił w obwodzie chersońskim obnażyła słabości rosyjskiej armii, która straciła kontrolę nad 6 tys. km2 terytorium Ukrainy. Kilka dni później Azerbejdżan powiedział „sprawdzam”, atakując właściwe terytorium Armenii, a nie jak dotychczas Górskiego Karabachu, którego większą część azerskie siły odbiły podczas 44-dniowej wojny w 2020 r.
O ile regularne starcia armeńsko-azerskie w regionie Górskiego Karabachu były dotychczas na porządku dziennym, nawet po wynegocjowanym porozumieniu pokojowym, którego trwałość formalnie zapewniała m.in. obecność rosyjskich „sił pokojowych” na tym obszarze, o tyle bezpośrednia ofensywa na cele znajdujące się w Armenii właściwej to novum.
W poszukiwaniu alternatywy dla rosyjskiego niedźwiedzia