Trwa największe pancerne starcie w historii wielkich zamówień zbrojeniowych Polski. Naprzeciw siebie stoją jednak nie potężne czołgi, a osobowości, interesy oraz wizje rozwoju wojska i przemysłu obronnego.
Ta bitwa toczy się o przyszłość jednego z kluczowych programów zbrojeniowych Polski i Korei Południowej – opracowania polskiej wersji i wdrożenia produkcji u nas czołgu K2PL (na bazie konstrukcji firmy Hyundai Rotem). Za rządów PiS, niespełna dwa lata temu, zapowiedziano zakup tysiąca tych maszyn, z czego w Korei – na szybko – zamówionych zostało 180. Kolejne 820 miało wytworzyć polsko-koreańskie konsorcjum. Ponieważ PiS zamówił koreańskie czołgi pod presją wojny w Ukrainie i olbrzymich darowizn sprzętowych dla walczącego z Rosją sąsiada, to priorytetem Mariusza Błaszczaka był czas dostaw, a nie warunki współpracy przemysłowej. Przemysł ma się dogadać między sobą – nakazał ówczesny MON, wówczas jeszcze z myślą, że utrzyma władzę i będzie panował nad tym procesem. A w razie czego ręcznie nim sterował.