W kilka osób przepływają rzekę Dniepr na pontonach. Potrafią rozłożyć pułapki na pozycjach rosyjskich żołnierzy, którzy nieświadomi ich obecności patrzą w telefony. Zaminowali drogę, którą dostarczano amunicję do moździerza, zza rzeki ostrzeliwującego ukraińskie wojsko. Tak pod Chersoniem działa ukraiński specjalny oddział "Bractwo", który kąsa Rosjan, myślących, że za rzeką jest bezpieczniej.
- Sam Putin stwierdził, że zapewne zginie w bunkrze. Nasza niewielka jednostka potrafi to zrobić. Marzymy o pojechaniu na Ural, czy na Kreml - powiedział gazecie "New York Times" Ołeksij Serediuk, dowódca tajemniczego batalionu "Bractwo". Ten ukraiński oddział regularnie przeprawia się na drugą stronę Dniepru. Tam, gdzie Rosjanie czują się bezpieczni, sieją śmierć, postrach i zniszczenie.
Amerykański dziennik ujawnił szczegóły kilku misji "Bractwa", jednego z ukraińskich oddziałów specjalnych. Jak się okazało, zanim jeszcze Rosjanie oddali miasto Chersoń i schowali się za rzeką, wielokrotnie "odwiedzali ich" tam członkowie batalionu do zadań specjalnych. Ich celem był zwiad, kierowanie ogniem artylerii i wywołanie chaosu podczas rosyjskiego odwrotu. Udało im się rozpoznać i zaminować rosyjskie pozycje w trakcie wymiany żołnierzy. Pozostawali niewykryci, choć byli tak blisko, że widzieli, jak rosyjscy żołnierze, wprowadzając się na pozycje, ciągnęli ze sobą walizki na kółkach.