Atak na rafinerie w Arabii Saudyjskiej w zeszłym tygodniu to efekt wielu powiązanych ze sobą regionalnych konfliktów, których eskalacja może doprowadzić do niebezpiecznej sytuacji. Bliski Wschód wrze, a do tablicy wywoływany jest Iran, Arabia Saudyjska, USA, ale także Izrael, Liban, Syria, Irak i Jemen. Zagrożone są nawet lubiane przez Polaków kurorty.
Atak na rafinerie związany z wyniszczającym konfliktem w Jemenie?
Celem ataków były rafinerie naftowe w Churajs i Bukajk na wschodzie Arabii Saudyjskiej. Do ich przeprowadzenia oficjalnie przyznał się ruch Huti. To właśnie rebelianci toczą od wielu lat zaciekłe walki w Jemenie z tamtejszym rządem. Sytuacja się zaogniła, kiedy w 2015 r. wspierająca władze koalicja pod przywództwem Arabii Saudyjskiej rozpoczęła ofensywę. Saudyjczycy mogą liczyć na współpracę USA, Pakistanu, Jordanii i Maroka. Celem jest obalenie ruchu Huti. Ci z kolei wspierani są głównie przez Iran. Jemeńskich rebeliantów szkolił również finansowany głównie przez Teheran Hezbollah, na Zachodzie uznawany za organizację terrorystyczną o największym na świecie potencjale militarnym, w tym uzbrojenia. Oficjalnie libańscy wojownicy temu zaprzeczają.