To było jedno z najdłuższych oblężeń II wojny światowej. Odcięci od świata Niemcy bronili się w Demiańsku przed atakami Armii Czerwonej przez 14 miesięcy. Obie strony walczyły, nie zważając na straty. Nie brano jeńców.
Marszałek Żukow czekał na taki właśnie dzień. 7 stycznia 1942 r. temperatura spadła poniżej 30 stopni, a potężna śnieżna zamieć ograniczyła widoczność niemal do zera. Radziecki dowódca liczył, że jego atak będzie pełnym zaskoczeniem. Jednak tym razem Abwehra zdała egzamin, a Wehrmacht wzmocniony przez Dywizję Waffen SS „Totenkopf" był gotowy. Mimo to Armia Czerwona dokonała przełamania i weszła na niemieckie tyły, odcinając w okolicach położonej na południe od Leningradu miejscowości Demiańsk 95 tys. żołnierzy. „Wy, panowie, macie zawsze tylko jedno rozwiązanie na podorędziu – odwrót, grzmiał Hitler na swoich oficerów ze sztabu generalnego kilka miesięcy wcześniej. – Od swoich oficerów muszę wymagać takiego samego hartu ducha jak od żołnierzy".