- Oświęcim był jedną wielką makabrą. To było coś nie do opisania. Ludzie krzyczeli, bali się, byli podenerwowani. Ludzie modlili się, krzyczeli, wyciągali ręce do nieba i wołali: "Boże, ty jesteś tam na górze i nie widzisz, co tu się dzieje, nikomu nie jesteś w stanie pomóc". Każdy się modlił na swój sposób - mówi Bronisława (Niusia) Horowitz-Karakulska w rozmowie z Magdą Łucyan, reporterką "Faktów" TVN.
Urodzona w 1932 roku Bronisława (Niusia) Horowitz-Karakulska do KL Auschwitz-Birkenau trafiła wraz z rodziną w 1944 roku. Miała wtedy 12 lat. Wcześniej była w krakowskim getcie i w obozie w Płaszowie. Wraz z członkami swojej rodziny znalazła się na liście Oskara Schindlera.
- Byłam już troszkę uodporniona na obóz koncentracyjny, na lagier tak zwany, ponieważ wcześniej byłam najpierw w getcie, potem w Płaszowie. Nie bardzo wiedzieliśmy, co nas czeka. Mieliśmy jechać do Oskara Schindlera, ale przez pomyłkę 300 kobiet pojechało świńskimi pociągami - bo tam bydło przewożono w tych wagonach - do Auschwitz - wspomina pani Bronisława swoje pierwsze wspomnienia z pobytu w oświęcimskim obozie.