2 sierpnia 1943 r. w obozie zagłady w Treblince wybuchł bunt. Wzięło w nim udział 700 więźniów, wojnę przeżyło stu z nich. — Wszystko było świetnie skoordynowane. Chodziło o zaskoczenie przeciwnika i sparaliżowanie jego działań. W kilku miejscach obozu wybuchł pożar, który błyskawicznie zajął wszystkie baraki. Łunę ognia widać było z 10-15 km — mówi w rozmowie z Onetem Michał Wójcik, autor książki "Treblinka 43. Bunt w fabryce śmierci".
Piotr Gruszka: Jaką rolę miała odegrać Treblinka w ramach "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej", które chcieli wprowadzić w życie niemieccy naziści?
Michał Wójcik: Ta rola była kluczowa. Z dwóch powodów. Z jednej strony miała to być likwidacja elity żydowskiej z Warszawy i centralnej Polski. To stołeczni Żydzi trafili do Treblinki w pierwszej kolejności. Z drugiej strony to była grabież na niespotykaną skalę. Mord i pieniądze – to były dwa nierozerwalne elementy. Miał nastąpić kres cywilizacji żydowskiej i zawłaszczenie jej dóbr materialnych.