Podejrzane ataki z użyciem energii skierowanej na pracowników rządu USA na całym świecie są "aktem wojny", powiedział były amerykański sekretarz obrony Christopher Miller. O ataki te, powodujące zarówno dolegliwości fizyczne jak i umysłowe, podejrzewa się Rosję, ale jak dotąd nie ma oficjalnych oskarżeń, piszą Lara Seligman i Andrew Desiderio z POLITICO.
– Jeśli to się gdzieś dzieje i ktoś atakuje Amerykanów, nawet jeśli za pomocą broni nieśmiercionośnej, to jesteśmy to winni naszym ludziom na wysuniętych placówkach – powiedział w rozmowie z POLITICO Miller, który pełnił obowiązki szefa Departamentu Obrony u byłego prezydenta Donalda Trumpa od listopada do stycznia.
W tamtym czasie podjął inicjatywę zbadania tych incydentów, a teraz wzywa administrację Joego Bidena do zajęcia się sprawą. – Jesteśmy im to winni, aby dotrzeć do sedna tej sprawy – powiedział.
Słowa Millera padły w momencie, gdy amerykańscy urzędnicy coraz częściej biją na alarm w związku z podejrzanymi atakami na wojskowych, które powodują objawy podobne do tych, które w ostatnich latach zgłaszali amerykańscy szpiedzy i dyplomaci na Kubie, dotknięci tzw. "syndromem hawańskim".