Bogdan Bartnikowski trafił do Auschwitz jako 12-latek po Powstaniu Warszawskim. Obóz naznaczył całe jego życie. WYWIAD
Deutsche Welle: Czym jest dla Pana rocznica wyzwolenia Auschwitz i Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holocaustu? Co roku jest Pan na rocznicowych obchodach.
Bogdan Bartnikowski*: To jest bardzo ważny dla mnie dzień, bo cały ten okres, kiedy byłem więziony w Birkenau, mając dwanaście, trzynaście lat, miał wpływ na całe moje życie. Byliśmy traktowani jak podludzie, jak bydło, które teraz jest, a za chwilę można je po prostu unicestwić. Nowe widoki – obóz, więźniowie, mnóstwo zabitych ludzi, których widziało się na co dzień. Tam miałem świadomość, że następnego dnia też mnie może już nie być.
Jak się Pan znalazł w Auschwitz?
Ja jestem chłopak z warszawskiej Ochoty, byłem łącznikiem w Powstaniu Warszawskim. Gdy wybuchło powstanie, mieszkałem z rodzicami na ulicy Kaliskiej no i tam przeżyłem te dziesięć dni wolności, od 1 do 10 sierpnia 1944 roku. Bo tylko tyle trwały walki na Ochocie. Mój ojciec poszedł w nocy z 9 na 10 sierpnia z ostatnią grupą żołnierzy Reduty Kaliskiej AK do Lasów Chojnowskich i zostaliśmy z mamą sami.