Cyber słabość naszego państwa stała się rzeczywistością. Doniesienia o rzekomym włamaniu na konto emailowe jednego z polityków okazały się prawdą. Poza tym nic w tej sprawie nie jest pewne i wszystko, także prawda może być używana jako dezinformacja. Szokuje tylko jedno – mianowicie pewność naszych polityków i sfery opiniotwórczej o kierunku pochodzenia rzekomego ataku cybernetycznego i jego państwowej proweniencji. To naprawdę szokujące.
Od ręki, bez jakichkolwiek dowodów, bez jakichkolwiek prób uprawdopodobnienia – oskarżono sąsiednie państwo, w części pośrednio – mówiąc o terytorium, mówiąc o publikatorze, o przejęcie korespondencji ważnych osób. Wszystko wpisuje się w nurt znanej od lat ksenofobii ukierunkowanej na Wschód, chociaż wiadomo, że ośrodków państwowych, które chciałyby naszej krzywdy tam można naliczyć więcej, niż jeden i wcale nie chodzi nam o ten, który sugeruje część naszych polityków rządzących.
Z Internetem jest tak, że jeżeli ktoś jest niedorozwinięty informatycznie i myśli, że jest anonimowy w sieci, jak również że po wysłaniu emaila on magicznie dociera do adresata i gotowe, to najlepiej niech przejście na pisanie korespondencji na maszynie do pisania i to mechanicznej. Chociaż i to można podsłuchać, ponieważ opracowano w poprzedniej epoce technicznej sposoby odczytu maszyn do pisania, za pomocą nasłuchu. Generalnie jeżeli się nie wie, jak coś działa, to albo się słucha tych, którzy się znają, albo się nie używa, bo można sobie zrobić kuku.
Można zrozumieć, że grupa panów wymieniała się emailami z kont powszechnie dostępnych, można nawet zrozumieć, że przesyłali tam sprawy zawodowe. Nie da się jednak zrozumieć, że nie wiedziały o tym nasze własne służby specjalne i nie położyły temu kresu, pokazując naszym decydentom, że są najdelikatniej mówiąc jak dzieci we mgle na środku bagna. To jest sedno problemu, jego istota i jego rozwiązanie. Myślenie ma kolosalną przyszłość.