Bezpośrednio po odzyskaniu przez Polskę niepodległości na wsi niemal żadnych toalet. Nie licząc byłego zaboru pruskiego, wszędzie chodzono za stodołę, do chlewu, pod krzaczek. A nie do osobnego, specjalnie wzniesionego budynku z siedziskiem. Zmieniło się to dopiero za sprawą konkretnego człowieka – Felicjana Sławoja Składkowskiego.
W skali całego kraju wiejska rewolucja ustępowa ruszyła na dobre dopiero w latach 20. XX wieku. Decydujące znaczenie miały naciski ministra spraw wewnętrznych od 1926 roku Felicjana Sławoja Składkowskiego. Jako lekarz z wykształcenia, a w trakcie pierwszej wojny światowej oficer służby sanitarnej, Składkowski uważał kwestię higienicznych zaniedbań za problem wagi państwowej.
Nie z użyciem oficjalnych ustaw, ale głównie okólników i napomnień, naciskał on na urzędników terenowych, by ci wymuszali na chłopach szybką modernizację zagród. Zwracał uwagę na czystość podwórzy czy nawet na malowanie płotów, ale przede wszystkim na kwestię budowy wychodków, które odtąd miały być stawiane w każdym obejściu.