Polski minister obrony podchwycił narrację o Ukraińcach siedzących w kawiarniach, gdy ojczyzna w potrzebie, i zadeklarował gotowość wsparcia Kijowa w ściąganiu do kraju tzw. uchylantów. Jak ta pomoc miałaby wyglądać, nie wiadomo, pewne jest za to, że słowa wicepremiera nie były skierowane wyłącznie do mieszkańców Ukrainy.
emat mobilizacji mężczyzn do wojska elektryzuje opinię publiczną w Ukrainie od wielu miesięcy. Z frontu napływają doniesienia, że brakuje rekrutów, by uzupełniać składy bojowe jednostek walczących często od początku pełnoskalowej inwazji. Gen. Walerij Załużny, do niedawna głównodowodzący Siłami Zbrojnymi Ukrainy, domagał się wręcz poboru 500 tys. osób. W odpowiedzi został zdymisjonowany, choć zapewne to nie kwestia mobilizacji była głównym powodem decyzji Wołodymyra Zełenskiego.
Mobilizacja, delikatna sprawa
Dla prezydenta mobilizacja to delikatna sprawa – choć Ukraińcy ciągle deklarują gotowość do obrony ojczyzny, zapał i kolejki ochotników przed komisjami uzupełnień z pierwszych tygodni wojny są już wspomnieniem. Dziś częściej w mediach pisze się o „uchylantach”, czyli mężczyznach unikających służby i ukrywających się przed poborem. Jeden ze sposobów to unikanie legalnego zatrudnienia i praca na czarno, żeby nie być widocznym. Pozostaje jednak ryzyko złapania przez lotne patrole wręczające bilety pechowcom złapanym po godzinie policyjnej lub podczas kontroli drogowej.