Na Węgrzech i Słowacji pojawiły się sugestie, że trwające problemy z pryszczycą, wysoce zaraźliwą chorobą, mogą być związane z bioterroryzmem – donosi Politico. Nie ma na to jednak żadnych dowodów naukowych.
Nasi sąsiedzi mają duży problem. Pierwszy przypadek od 50 lat wykryto na Węgrzech na początku marca w gospodarstwie przy granicy ze Słowacją. Na Słowacji z kolei potwierdzono sześć ognisk choroby. Zdaniem władz słowackich wirus pryszczycy trafił tam z Węgier.
Władze obu krajów próbują zapanować nad problemem przez szczepienia, kontrole i przymusowy ubój. Rząd w Budapeszcie powołał specjalną grupę zadaniową w celu powstrzymania rozprzestrzeniania się tej choroby. W związku z zagrożeniem Słowacja zaostrzyła kontrole na przejściach granicznych z Węgrami i Austrią. Część małych przejść granicznych została zamknięta. Kontrole mają tam potrwać do 7 maja. Te działania zdają się przynosić efekty, bo jak poinformował w piątek polski minister rolnictwa Czesław Siekierski, na terenie Węgier i Słowacji nie ma nowych ognisk choroby od 4 kwietnia.