W środowy poranek policjanci z komisariatu w maleńkim Szubinie (woj. kujawsko-pomorskie) zakosztowali frontowych wrażeń. Tuż po godz. 9 usłyszeli huk tłuczonego szkła, poczuli swąd benzyny, a zza okna strzeliły w niebo płomienie. Na szczęście obyło się bez ofiar w ludziach. Dlaczego Andrzej W. (45 l.), weteran misji pokojowych zaatakował komisariat koktajlami Mołotowa?
– To nasza wielka tragedia. Armia go wykorzystała, a kiedy przestał być potrzebny, zostawiła go sobie – rozpacza pani Janina, matka żołnierza.
Andrzej W. jest emerytowanym żołnierzem. Służył na misjach w Libanie i dwukrotnie w Iraku. Pięć lat temu wrócił z ostatniej.
– Syn nie opowiadał za dużo o misjach, bo nie mógł. Wiem tylko, że był komandosem. Po powrocie z pierwszej i drugiej misji był taki jak zawsze. Interesował się domem i rodziną, zainwestował w nowy samochód, wyremontował pokój na poddaszu, spędzał dużo czasu z córką. Wszystko zmieniło się po trzeciej misji. Wrócił z Iraku zamknięty w sobie i smutny. Wiem, że widział jak hummer z jego kolegami wybuchł na minie pułapce. Zaczął się bać. Nawet sąsiadów, którzy przychodzili w odwiedziny. Mówił, że jest przygotowany na niezapowiedziane wizyty – opowiada pani Janina.