- Europa mogła wysłać swoje wojska, by zastąpić żołnierzy amerykańskich w północnej Syrii - argumentuje na łamach "Foreign Policy" Garvan Walshe - i narzucić rozmowy pokojowe. Tymczasem zachowuje się jak tłusta gęś, która czeka spokojnie, by ktoś ja oskubał.
Turecka inwazja w północnej Syrii nie byłaby możliwa, gdyby nie decyzja Trumpa o wycofaniu swoich wojsk. Porzucenie Kurdów - sojuszników USA w walce z Daesh - porównano już do sytuacji w 1939 roku oraz nieraz ostrzeżono zwłaszcza państwa bałtyckie oraz Polskę przed obdarzaniem Donalda Trumpa zbyt dużym zaufaniem. W podobnym tonie pisze także Garvan Walshe - były doradca polityczny brytyjskiej Partii Konserwatywnej oraz szef firmy analitycznej TRD policy, ale ostrze krytyki kieruje przede wszystkim w stronę Europy.
Walshe nie poprzestaje na szukaniu analogii historycznych i porównywaniu traktatów sojuszniczych, ale przede wszystkim stawia pytania o brak zaangażowania Europy w rozpalający wyobraźnię Zachodu bliskowschodni konflikt. Pisze, że ta sytuacja przypomina rok 1991, gdy Europa stała z boku i patrzyła na czystki etniczne w Jugosławii.