– Stan wojenny na anektowanych terenach jest sygnałem Putina dla Zachodu – mówi w wywiadzie dla DW Joachim Krause, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Kilonii.
Prezydent Rosji Władimir Putin wprowadził stan wojenny w anektowanych przez Federację Rosyjską obwodach Ukrainy: donieckim, ługańskim, zaporoskim i chersońskim. DW rozmawiała z Joachimem Krause, dyrektorem Instytutu Polityki Bezpieczeństwa na Uniwersytecie w Kilonii, o tym, co to oznacza dla sytuacji na froncie i dla ludzi na tamtych obszarach. I czy w następnym kroku możliwa jest eskalacja nuklearna ze strony Rosji.
DW: Panie Krause, jak wprowadzenie stanu wojennego wpływa na to, co dzieje się na froncie?
– Joachim Krause: W tej chwili nie widzę, żeby cokolwiek się zmieniło. Stan wojenny lub stan wyjątkowy oznacza po prostu, że władze mogą robić, co chcą, a przede wszystkim, że administracja wojskowa może przejąć zarządzanie tymi obszarami. W praktyce oznacza to stan bezprawia, co zresztą w tych obszarach jest praktyką od dawna. Obawiam się, że Rosjanie spróbują teraz – tak, jak to robili w strefie działań wojennych – deportować pozostałą ludność do Rosji. Duża część tamtych terenów w ogóle nie znajduje się pod zarządem administracji rosyjskiej. Nie wiadomo też, jak długo obszary te pozostaną pod okupacją rosyjską. W Chersoniu tamtejsza administracja wojskowa chce teraz ewakuować ludność cywilną, zapewne wbrew jej woli. Obawiam się, że to jest prawdziwy motyw tych działań.