"Nie tego się spodziewał. Liczył na to, że nas obudzi, i ta destrukcja, którą on widział wyraźniej niż inni, zostanie zatrzymana" - mówi OKO.press żona Piotra Szczęsnego w piątą rocznicę jego aktu samospalenia
Piotr Pacewicz, OKO.press: 19 października 2017 roku pani mąż Piotr Szczęsny przed Pałacem Kultury puścił z głośnika waszą ulubioną piosenkę zespołu Chłopcy z Placu Broni z frazą: „Wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem”, oblał się łatwopalnym płynem i podpalił. Następnego dnia przyszła pani z dziećmi do OKO.press, opowiedzieć o tym akcie ostatecznego protestu. Przynieśliście Jego testament – odezwę i dwa listy. Po pięciu latach pytam Panią, jaką tu pracę wykonuje czas?
Ewa Negrusz-Szczęsna: Nic się dla mnie nie zmienia. Dla mnie to żałoba (łamie się jej głos), której nie można zamknąć, ona się nigdy nie zamknie (…) Przepraszam, jestem dzisiaj roztrzęsiona. Z drugiej strony mam poczucie, że muszę stać przy Piotrze i dbać o to, żeby przekaz, o który ludzi prosił, w jakiś sposób szedł dalej i nie został zapomniany. Jest duże grono osób, które to czują, rozumieją, które się dzisiaj zbierają w różnych miejscach w Polsce. To jest krzepiące.