Zostają po nich zapłakane matki, bezbronne żony i osierocone dzieci. Albo i nic. W przededniu wybuchu II wojny warto zastanowić się, czy lepiej pamiętać jej romantyczny obraz, czy realne dziedzictwo.
W 1988 roku gościł w Polsce niejaki Abaddon, muzyk brytyjskiej grupy Venom, w owym czasie nad Wisłą masowo słuchanej i kochanej. Jako nastoletni fan każdą informację o swoich idolach chłonąłem jak gąbka, a zdezorientowany mózg uznał, że skoro towarzyszą temu tak wielkie emocje, to trzeba te dane zapisać na wieki. Pamiętam więc, chcąc nie chcąc, obszerne cytaty z wywiadu, którego muzyk wówczas udzielił. Choćby fragment, w którym Abaddon pyta towarzyszącego mu tubylca, czy Polska przypadkiem nie prowadzi jakiejś wojny. Wszędzie przecież ta prowojenna propaganda – ot, choćby wagony z wielkimi napisami „WARS”.