Śmierć reportera stacji Al-Dżazira Anasa al-Sharifa wywołała olbrzymią falę oburzenia na świecie. W Gazie zginęło już 192 dziennikarzy. Izrael nie widzi problemu, bo uważa ich za terrorystów.
Zanim zacząłem pisać ten tekst, wróciłem myślami do rozmowy z Graeme’m Woodem z amerykańskiego magazynu „The Atlantic”, który bywał w strefach konfliktu na całym świecie. Przyjechał do Warszawy prosto z Tel Awiwu, pracował w przeszłości w Birmie, na Filipinach, w Ukrainie, Kolumbii. Zapytałem go, czym praca przy relacjonowaniu wojny Izraela z Hamasem różni się od innych jego zadań reporterskich na froncie. Ze stoickim spokojem stwierdził, że Gaza jest nieporównywalna do niczego. Kiedy zapytałem o powody, uśmiechnął się i powiedział: – W Gazie nie pracujesz w strefie działań wojennych. Nie dostaniesz się tam, legalnie ani nielegalnie, bo Siły Obrony Izraela (IDF) cię nie wpuszczą. Jesteś korespondentem wojennym, choć nie ma cię na wojnie. Izrael nie chce, żeby ktokolwiek widział, co się tam dzieje, nawet w formie dziennikarskiego safari zza okien wojskowego samochodu, który mogliby ci podstawić.