Dwie sprawy wygrał ostatnio Wojciech Fiłonowicz, jeden z "sygnalistów" zwolniony ze służby tuż przed emeryturą. Podlaska policja jak na tacy podała dziennikarzowi "Gazety Polskiej" szczegółowe informacje o przebiegu jego służby, z wieloma danymi wrażliwymi, naruszając tym samym jego dobra osobiste. Zgodnie z prawomocnym wyrokiem komendant wojewódzki zapłacił za to byłemu funkcjonariuszowi ponad 22 tys. zł. Gazeta natomiast musi wyłożyć kolejne 10 tys. zł. Przeprosiny już zamieściła.
To kolejne wyroki, przyznające rację grupie policjantów, którzy służyli na białostockim „dołku" i nie zgadzali się na nieprawidłowości. Pracodawca obszedł się z nimi bez sentymentów, a sądy wskazują, że także bez poszanowania dla prawa. Skarb państwa musi pokrywać kolejne koszty wojenki komendy z byłymi funkcjonariuszami.
Chcieli poprawić warunki na "dołku"
Wojciech Fiłonowicz został wydalony z białostockiej policji „ze względu na ważny interes służby" po 13 latach pracy. Decyzji nadano rygor natychmiastowej wykonalności. Teraz pracuje jako psycholog i hurtem wygrywa sprawy w sądzie. Mówi, że postanowił wyegzekwować wszystkie, nawet drobne sprawy, którymi jeszcze podczas służby przełożeni uprzykrzali mu życie. Wylicza: pomijanie przy premiach, awansach i nagrodach; pozew do sądu przeciwko niemu o uszkodzenie radiowozu na służbie (sprawę wygrał); masa, wydaje się, drobnych sytuacji, które zatruwały życie. – Na każdym kroku słyszałem „nie" – wspomina.