Samolot FA-50 w wersji obecnie posiadanej przez Polskę może służyć uzupełnieniu treningu, ale z powodu braku skutecznego uzbrojenia nie powinien znaleźć się na polu walki; jeśli ma być „małym F-16”, trzeba go doprowadzić do standardu glass cockpit – powiedział Defence24.pl były inspektor Sił Powietrznych gen. bryg. rez. pilot Tomasz Drewniak.
We wrześniu MON zapowiedziało wystąpienie do NIK o zbadanie kontraktu na te południowokoreańskie samoloty. Poseł PiS Mariusz Błaszczak, który był szefem MON, gdy zawierano umowę, zapewnił, że uzbrojenia do nich nie brakuje.
Pytania o uzbrojenie
„Zapowiedzi dotyczące tego, jak mają być wyposażone FA-50PL, są skrajnie rozbieżne. Przed dwoma laty, gdy kupowano pierwszą partię koreańskich maszyn, miały dorównywać F-16. Zacznijmy od tego, co mamy - 12 samolotów FA-50GF. Tak naprawdę mają tylko działko i niekierowane bomby. Mogą przenosić tylko jeden rodzaj rakiety przeznaczonej do niszczenia celów naziemnych i w wersji powietrze-powietrze stare wersje rakiet, których nie ma już na rynku, i których wartość bojowa jest zerowa” – ocenił Drewniak. „To rakiety z ery wojny wietnamskiej, odpowiednik opracowanych w ZSRR pocisków R-60 czy R-73. Znalazły się na uzbrojeniu FA-50, ponieważ Korea miała dużo tych rakiet z innych typów wcześniej używanych statków powietrznych, dostosowała je do FA-50, prawdopodobnie nie było trudności ze zgodą USA na integrację. Tak więc samolot FA-50 w wersji, którą dziś posiadamy, to taki trochę gorszy Su-22 lub MiG-29” – dodał.