Homar to miał być hit, mieliśmy mieć 160 wyrzutni, HIMARS (ang. High Mobility Artillery Rocket System), wyprodukowanych przez koncern Lockheed Martin. Dzięki którym mieliśmy mieć możliwość rażenia celów na odległość do około 80 lub nawet 300 km! To, co prawda krótsze dystanse niż Wojska Rakietowe w okresie PRL, jednak jak na dzisiejsze czasy liczy się, żeby razić skutecznie. Wówczas była szansa założyć na nasze rakiety głowice z taktyczną bronią jądrową. Od czasu wycofania rakiet „(9K79 Toczka”, nie mamy prawdziwej broni dalekiego zasięgu. Jedyną siłą zdolną do rażenia dalekich celów jest lotnictwo, jest go jednak tak niewiele, że użycie go poza terytorium kraju będzie praktycznie niemożliwe.
160 wyrzutni to była idea poprzedniego pana Ministra Obrony Narodowej, można o nim powiedzieć wiele różnych stwierdzeń, w tym wiele negatywnego, jednak około 160 polskich kłów, to lepiej niż 20 kiełków (w tym dwa szkolne). Chociaż “kiełki” i tak mają lepiej, niż śmigłowce, których po prostu nie ma i nie zapowiada się, żeby w ogóle się pojawiły, chociaż i tam drgnęło – będą zdaje się cztery dla Wojsk Specjalnych.
Mamy za to cudo artylerii rakietowej zapłacić 414 mln USD. Rumunia zapłaci za swoje około 1,2 mld USD (za 50 wyrzutni). Cena po przeliczeniu na jednostkową podobna, ważna jest jednak technologia i ilość, ponieważ ilość przekłada się na siłę rażenia, w tym warunkowaną zdarzeniami losowymi wynikającymi z przeżywalności systemów na polu walki. Jak się ma więcej wyrzutni, to prawdopodobieństwo, że przetrwają atak przeciwnika, który dysponuje środkami rażenia o większym zasięgu jest większe. Zwłaszcza, że takie ruchome komponenty ogniowe mogą się nawzajem osłaniać. W przypadku 18 wyrzutni bojowych i 2 szkolnych, które zapewne będzie można adaptować do celów bojowych, najdelikatniej mówiąc szału nie zrobimy.
Ta broń jest nam potrzebna do jednego generalnego celu – ma umożliwić rażenie zaplecza sił nieprzyjaciela ze strefy przyfrontowej, jak również, co jest o wiele bardziej prawdopodobne – powinna służyć do rażenia wojsk w strefie styku wojsk z naszego zaplecza. W praktyce dzięki odpowiedniej ilości takiej broni możemy np. sparaliżować flotę nieprzyjaciela w porcie w zasięgu oddziaływania, zniszczyć główne elementy infrastruktury drogowej lub nawet razić punktowo i powierzchniowo miejsca zgrupowania wojsk. Po zastosowaniu odpowiednich głowić i z wykorzystaniem systemów rozpoznania czasu rzeczywistego na dalekich dystansach, można razić np. miejsca dyslokacji artylerii przeciwka, w tym artylerii rakietowej, lotniska lub niezwykle ważne systemy obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. To oczywiście najbardziej skomplikowana sztuka i wymaga wspomnianych systemów rozpoznania, których nie kupujemy, a przynajmniej nic o tym nie wiadomo.